Po krawędzie zmysłów. Po obłęd w oczach. Najważniejszy. Najsubtelniejszy. Najwyraźniejszy. Każdą Twoją cząstkę. Spośród tysiąca innych. Wyostrzam. Wydobywam. Wyławiam. Zapisuję w pamięci.
I wymazuję siebie. Nie ma pomarańczy. A odrobina pachnącego płynu pozostanie na samym dnie butelki... już na zawsze. Dawno powinnam to zrobić.
Przeciągam nosem po wewnętrznej stronie nadgarstka...
Skulona na skale zwinięte skrzydła, podwinięty ogon spuszczona głowa wsłuchana w szum fal zapatrzona poza horyzont szukam wytchnienia ciszy, spokoju
Wiatr rozwiewa złe myśli słońce osusza łzy deszcz przynosi ukojenie dla rozżarzonej skóry
Uzbrojona jedynie w nadzieję Z tarczą poskładaną z uczuć Rozpościeram skrzydła.... głęboki oddech potem drugi i rzucam się w przepaść by potem wznieść się pod niebiosa
Ruszam do walki Najważniejszej w moim życiu Być może ostatniej O własną duszę.
...............................
Nie. Nie o duszę. O życie. Ciągłe walki. Ile jeszcze??? Zabawne.
Jak wiele z tych wierszy które pisałam kiedyś można odnieść do obecnej sytuacji.
Książka rzucona gdzieś w kąt kartka wirująca na wietrze kosmyk włosów niedbale opadający na oko przymknięte oczy dające do zrozumienia że nie jesteś mile widzianym gościem ............ i dopiero po chwili dostrzeżesz czerwień wsiąkającą bezlitośnie w dywan nie ma mnie, nie ma dla nikogo odejdź i pozwól zasnąć Nec tecum possum vivere, nec sine te...
W ciemnej, wilgotnej jaskini. W najdalszym i najciemniejszym jej kącie. Z dala od wszystkich i wszystkiego. Zamykam powoli oczy. Ciężkie powieki ukrywają bezradne spojrzenie. Chłodzę rozgrzane ciało o zimne skalne ściany. W nic już nie wierzę. W nic.
Wegetacja.
Niech to się wreszcie skończy.
Fajna piosenka... ale niech nie przestaje padać. Niech zmyje wszystko. To już zakrawa na obsesję. I to dość poważną. Co mam zrobić żeby się jej pozbyć?? Wiem co...
Wyznaczyłam je kiedyś. By nie ranić nikogo. Siebie, Ciebie, jego, jej... Wiedząc, że nigdy nie przekroczę. Nie posunę się ani na krok dalej niż to sobie założyłam. Wtedy to było takie proste. Zupełnie inny świat. A teraz....? Granice zaczynają topnieć. Zamieniają się w nicość. Muszę... muszę nad sobą zapanować. Odbudować je, żeby nie zniszczyć czegoś pięknego. Cholera. A co jeśli nie dam rady? Coraz częściej muszę walczyć sama ze sobą.
Pisałam to kilka dni temu... wtedy... wtedy widziałam to wszystko trochę inaczej... teraz po wielu analizach wiem, że bez względu na to co się dzieje ze mną to i tak nie upoważnia mnie do wchodzenia w czyjeś życie. Nawet jeśli ten ktoś bardzo tego chce.
Dzisiaj znowu wszystko do mnie wróciło. Myślałam, że mam to już za sobą a tu ... kolejny cios. I dobrze. To tylko pomoże mi się pozbierać. Im bardziej dostaję tym bardziej robię się odporna na kolejne razy. Nie krępuj się. Chcę żebyś poczuł moją siłę. Po raz kolejny udowodnię... a nie. Nie muszę nikomu nic udowadniać.
Nie wierz we wszystko co widzisz. To tylko zgrabnie poukładane iluzje. Kawałki Twojej wyobraźni z których układa się piękny obraz tego co chcesz widzieć. Zahipnotyzowany podążasz za śladem swoich pragnień. Otwórz w końcu oczy.
Zbudź się.
Najszerzej jak potrafisz.
I spójrz w to cholerne lustro żeby zobaczyć SIEBIE. A Ciebie już nie ma prawda? Zagubiłeś się w tych wizjach piękniejszego życia.
Boję się. Snów, które ostatnio do mnie przychodzą. Boję się. Życia i tego co przyniesie. Boję się. Zamknąć oczy by Ciebie tam nie ujrzeć. Boję się. Samej siebie, myśli, uczuć.... zbyt ich wiele.
Jestem. Jednym wielkim kłębkiem obaw, strachu i żalu.
Wiesz jak cudowna jest rosa na trawie w ciepłą lipcową noc?Ciepłe, przesycone wilgocią powietrze i chłodna mokra trawa pod bosymi stopami.Nad głową księżyc w pełni.
Połóż się na niej. Połóż się obok mnie. Poczuj sobą wszystko dookoła. Usłysz przyśpieszone bicie serca. Dotknij rozpalonej skóry.
Tu miały trafić teksty które leciały wczoraj ale niestety.... wyleciało mi z głowy wszystko co miałam napisać :)
Pamiętam tą piosenkę (czemu tą? Jędrek nie będziesz wiedział :)) , Jędrka który się narąbał (bo przecież ja nie, ależ skąd... :P), puste butelki po winie Daniela który chciał biegać po ulicy bez gaci, rosę na trawie i
...... huśtawkę.....
edit :)
właśnie mi przylazło do głowy .... po tygodniu :) nieźle :)))
Jędrek *gada gada w końcu walnął* : o LOL :) Ja: zaczynasz gadać emotikonkami ... idź spać ... *zabiera piwo z ręki* :))))
Porozrzucane wszędzie kawałki życia wbijają się w bose stopy i tak dotkliwie ranią. Składam więc kolejny świat z porozbijanych strzępków przeszłości. Bez Ciebie. Przerażające wizje przyszłości nawiedzają co noc, myśli wbijające się aż po samo serce ranią chyba po stokroć mocniej niż ostre postrzępione krawędzie wspomnień. Wolałabym ranić siebie sama niż czuć to co teraz czuję. A może właśnie to robię? Może to ja sama? Siebie?